"Bądź mi nożem" to dość osobliwa historia miłosna dwojga ludzi, których połączyły listy. On - trzydziestokilkuletni, żonaty biznesmen, postanawia nawiązać kontakt listowny z niedawno spotkaną kobietą. Nie żąda od niej niczego, prócz możliwości pisemnej korespondencji. Adresatka - trzydziestokilkuletnia mężatka, była nauczycielka, wychowująca chorego syna, przystaje na propozycję. Wraz z otrzymaniem pierwszego listu, jej dotychczasowe życie ulega zmianie. Między Jairem a Miriam, stopniowo, z każdym kolejnym słowem rodzi się uczucie, pożądanie. Jednak, gdy obydwoje postanawiają się spotkać, coś się zmienia. Na papierze było tak prosto i pięknie.
"Bądź mi nożem" to kolejna, wyszukana w bibliotece, książka, nieznana, wobec której nie miałam żadnych oczekiwań. I dobrze. Uniknęłam rozczarowania. Całość pisana jest w formie listów, głównie jednej ze stron. Mimo starań autora, taka forma wpłynęła na monotonność czytania. Przyznam się szczerze, dawno nie odczuwałam braku przyjemności płynącej z lektury przy kawie. Aż do teraz.
Z kolejnymi stronami odnosiłam wrażenie, że Jair może być osobą niezrównoważoną psychicznie. Jego miłość do Miriam to obraz nierealnych wyobrażeń, to coś w rodzaju narkotyku. Uszczęśliwia, ale i otumania, wprowadzając w świat, w którym rzeczywistość przegrywa z fikcją.
Twórczości Davida Grosmana nie znam, ale mam obawę, że po lekturze, nie będę chciała sięgnąć po nic więcej z jego dorobku. Nierozsądne? Może, ale czas w życiu mamy ograniczony, zatem nie trwońmy go na kiepską lekturę i zimną kawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz