niedziela, 30 grudnia 2018

"Żmijowisko"- Wojciech Chmielarz

     Zapewne jestem jedną z nielicznych czytelniczek, która jeszcze nie miała styczności z twórczością Wojciecha Chmielarza. Ostatnio nawet moja siostra przeczytała jedną z jego powieści. Powieść, która była tak zachwalana przez wielu wielbicieli książek jak i przez nią samą już po fakcie. Tak więc przyszedł czas i na mnie, bym bliżej zapoznała się z naszym rodzimym autorem. Przed Wami słynne "Żmijowisko". 


     Jest to dramatyczna historia pewnej rodziny, której zaginęła nastoletnia córka, Ada. Ale od początku. Małżeństwo Kamila i Arek wraz z dziećmi, Adą i Ignasiem, wyjeżdżają na wakacje do wsi Zmijowisko, gdzie w tym roku odbywa się spotkanie znajomych ze szkoły Kamili. Co roku odbywa się ono w innym miejscu, tym razem padło na okolice pełne lasów i jezior. Podczas jednej z hucznych imprez przy ognisku, gdzie alkohol leje się strumieniami, a towarzyszą mu także i inne używki, dochodzi do spięcia pomiędzy mężem Kamili a jej byłym chłopakiem, ktoś kogoś próbował utopić. Ale czy napewno?  Nikt nie zwracał uwagi na Adę. Dopiero rano okazało się, że dziewczyna zaginęła. Poszukiwania nie przynoszą żadnych efektów. Załamanie, smutek i depresja to teraz codzienność tej rodziny. Mija rok i Arek postanawia wrócić do Żmijowiska, bo ponownie szukać córki. Ale nie tylko on tam wraca. 


        Początek tej książki to nic innego jak mocne uderzenie, które podnosi adrenalinę i ciekawość u czytelnika. Ta powieść zawiera w sobie rozdziały zatytułowane "Wtedy", " Pomiędzy"  i "Teraz", które wzajemnie się przeplatają. Pobyt nad jeziorem, poszukiwania i teraźniejszość- te wszystkie elementy uzupełniają się, tworząc jedną sensowną całość. Całość, która zaskoczy i zszokuje. Odkryto wtedy uczucia, które obudziły bestię i to właśnie w Żmijowisku. 

      Ten thriller psychologiczny to opowieść o ogromnym bólu po stracie ukochanej osoby. To cierpienie jest tak silne, że niszczy wszystko, co stanie na jego drodze. Osacza ono na tyle mocno, że zatraca się całą radość życia i chęci. 
       "Żmijowisko" to również historia prawdziwej miłości, która pomimo wielu trudności nigdy nie zniknie, choć można ją chwilowo zastąpić czymś lub kimś innym. Ale prędzej czy później da o sobie ponownie znać. Można udawać, że się kogoś kocha, wybrać łatwiejsze rozwiązanie i żyć z przyzwyczajenia. Ale serca się nie oszuka. Tylko trzeba liczyć się z niewinnymi ofiarami. 

        Podsumowując,  ta powieść Wojciecha Chmielarza to bardzo dobry, wciągający i intrygujący thriller psychologiczny, który szczerze polecam. 

sobota, 29 grudnia 2018

"Adam"- Agata Czykierda- Grabowska

      Każdy dobrze wie, że miłość to nie tylko radość, bezpieczeństwo i dobro. To także cierpienie, tęsknota i niekiedy ból. Miłość to wieczna walka o swoje uczucia, szczęście własne i tej drugiej strony. To droga do przeznaczenia usłana licznymi przeszkodami i ogromnymi pokusami. Miłość to także stan ducha, który ratuje nas od zniknięcia, od stania się niezauważalnym i bezbarwnym. To ona dodaje nam kolorów, dzięki którym inni zaczynają nas postrzegać jako kogoś interesującego.



       "Adam" Agaty Czykierdy- Grabowskiej to opowieść o prawdziwej miłości jaka rodzi się pomiędzy dwojgiem zagubionych i samotnych nastolatków. Adam- to chłopak, który od małego doznawał ogromnych cierpień i upokorzeń ze strony ojca. Po tragicznej śmierci matki, trafił do domu tymczasowego. Tam miał pozostać przez ok. rok, aż do uzyskania pełnoletności. Jego jedynym marzeniem była zemsta, która trzymała go przy życiu. Nie spodziewał się, że tam pozna kogoś, kto obudzi na nowo uczucia, które już dawno zamknął bardzo głęboko. Ona- dziewczyna o zielonych oczach i bardzo wrażliwym sercu, w swym życiu widziała już zbyt wiele cierpienia. To do jej rodzinnego domu trafiają dzieci, które doświadczyły od rodziców przemocy fizycznej i psychicznej. Jej dusza cierpi, a serce skrywa wiele tajemnic, których nikt nie zauważa prócz Adama. Jego pojawienie się zmieni życie tej dziewczyny. Od tej pory stanowią jedność i będą walczyć o własne szczęście i wzajemną miłość.

      Jak dotąd nie miałam jeszcze styczności z twórczością Agaty Czykierdy- Grabowskiej. Jej powieść trafiła w moje ręce za sprawą siostry i było to całkiem miłe spotkanie. Kolorowa okładka oraz interesująca skrócona fabuła na końcu sugerowały mi piękną powieść pełną emocji, od której nie można będzie się oderwać. Wystarczyło kilka stron, by potwierdzić moje wcześniejsze domysły. 
      "Adam" to bardzo wzruszająca historia o sile prawdziwej miłości. O miłości, która uskrzydla, dla której warto jest cierpieć i się poświęcić, bowiem takie uczucie zdarza się tylko raz w życiu. To uczucie, które pozwala przetrwać nawet najgorsze chwile. 
      Autorka w swojej książce poruszyła kilka ważnych tematów jakie dręczą nasz ówczesny świat. Dysfunkcyjna rodzina, w której przemoc domowa jest na porządku dziennym i nikt nie ma odwagi, by mówić o tym głośno. Dotyczy ona przede wszystkim kobiet i dzieci. Molestowania, bicie i wyzwiska to dla nich rutyna, z której bardzo ciężko jest się wyzwolić bez pomocy innych. Takie sytuacje mogę doprowadzić do bardzo tragicznych wydarzeń, a społeczeństwo nadal pozostanie ślepe na ludzką krzywdę. Ci zbrodniarze często pozostają bezkarni, bo ich ofiary nie maja odwagi mówić głośno o tym, czego doświadczają z ich rąk. 

       Ta książka jest tak piękna, a zarazem tak wstrząsająca, że wydaje się być prawdziwa. U czytelnika wywołuje istną lawinę przeróżnych emocji zarówno tych pozytywnych, jak i tych negatywnych. Ogrom bólu i cierpienia jaki wyłania się z tej lektury jest tak dominujący, że aż przeraża. Ale mimo to zawsze znajdziemy tam choćby niewielką iskierkę nadziei na lepsze jutro. 
       Nasi bohaterowie pomimo młodego wieku są  nadzwyczaj dojrzali i odpowiedzialni, silni i gotowi do walki o własne marzenia i uczucia. Wiedzą czym jest cierpienie, ból, przemoc, a także samotność i niezrozumienie, a będąc razem poznają potęgę miłości i przyjaźni, akceptacji i bezpieczeństwa. 

       Podsumowując, "Adam" Agaty Czykierdy- Grabowskiej to powieść, która chwyta za serca. Dawno już nie czytałam tak pięknej i wzruszającej książki. Pochłonęła mnie całą sobą i nie pozwoliła się wypuścić z rąk, aż do ostatniej strony. To powieść, którą należy przeczytać i o której nie łatwo będzie zapomnieć. Polecam!
      
       
     

"Obca w świecie singli"- Krystyna Mirek

       Jakiś czas temu przeczytałam dwie książki Krystyny Mirek, które były częścią pewnej serii i niestety nie przypadły mi one do gustu, choć pierwsza powieść zapowiadała się całkiem przyjemnie. Gdy na jednej z grup poświęconych miłośnikom czytania, odnalazłam sporo pozytywnych opinii na temat kolejnej książki tej autorki postanowiłam spróbować ponownie. Tym razem sięgnęłam po "Obca w świecie singli" z piękną okładką na czele. 
       

       Powieść Krystyny Mirek to historia dwojga osób, które w jednej chwili stracili to, co kochali, a przede wszystkim utracili rodzinę. Ona- Karolina, kochająca matka pięcioletniej Lenki, właścicielka pewnej restauracji, która odziedziczyła po babci( ale tylko na papierze), a która jak się niebawem okaże tonie w długach i grozi jej bankructwo. Z takimi niespodziankami zostawił ją jej ukochany, który sam zajmował się tą restauracją, a teraz odszedł do innej, z którą od dawna miał romans, pozostawiając córeczkę. On- Jakub, doskonały kucharz z ogromną pasją, pracoholik, który pragnie swojej dziewczynie i jej rodzinie udowodnić, że jest wart jej ręki. Pracuje w restauracji przyszłego teścia, której poświęca się całym sobą. Niestety jego żona ma już dość jego wiecznej nieobecności w życiu rodzinnym i wraz z córeczką wyjeżdża z dala od niego i swoich rodziców. Jakub traci obie kobiety, które tak bardzo kocha, mieszkanie oraz pracę. Dziwny zbieg okoliczności sprawił, że Karolina z Jakubem podejmują się ratowania jej upadającej restauracji oraz odbudowaniu własnych relacji rodzinnych. Obecnie tych dwoje silnych i niezależnych singli niebawem pozna czym jest prawdziwa miłość oraz przyjaciele, na których zawsze można liczyć. 

      Wypożyczając tę książkę nie mogłam przestać zachwycać się przepiękną, a jakże prosta okładką, choć gdzieś w głębi serca nadal bałam się ponownego rozczarowania. Miałam nadzieję, że nie tylko ta okładka przypadnie mi do gustu, bowiem skrócony opis z tyłu tej powieści zapowiadał całkiem przyjemną i interesującą fabułę. A jak było w rzeczywistości?
       Już pierwsze rozdziały wróżyły mi ciekawą i wciągającą lekturę, która rozwijała się wraz z kolejnymi stronami. Lekkość z jaką została stworzona ta powieść spowodowała, że czytało mi się ją nadzwyczaj miło. I co najważniejsze nie sprawiła ona na mnie wrażenia naiwnej i przesłodzonej.  Autorka w bardzo delikatny i zarazem zabawny sposób przedstawiła problem samotności, z jakim borykają się tzw. single nie koniecznie z wyboru. Mirek pokazuje także, że bycie singlem to nie tylko smutek i depresja. To również radość, liczne szanse na nowe perspektywy, na rozwój własnej osoby, swoich potrzeb i marzeń. Wszystko to zależy od tego, jak sami będziemy siebie postrzegać i jak będziemy chcieli żyć. Czasami bez sensu jest tkwić w związku, w którym nie ma miłości, pożądania, akceptacji i zrozumienia, a jest jedynie przyzwyczajenie i wygoda. 
        "Obca w świecie singli" to także obraz ludzi, którzy swoją nadgorliwością, zawziętością i dążeniem do ideału, wbrew sobie w jednej chwili mogą stracić wszystko to, co kochają, czyli rodzinę. Wówczas bardzo łatwo jest popaść w nostalgię czy też znacznie bardziej niebezpieczną depresję, bo nie potrafimy odnaleźć się w innej rzeczywistości bez tego, co znamy. Tak naprawdę nie ma znaczenia czy jesteśmy bogaci, mamy duży i piękny dom, stać nas na drogie ubrania, jeżeli nie potrafimy okazywać własnych uczuć najbliższym i nie poświęcamy im należytego czasu, bo prędzej czy później coś pęknie i nasze dotychczasowe życie zacznie powoli się kruszyć. 
       Nasi główni bohaterowie to osoby bardzo silne i zdeterminowane, częściowo zagubione i mocno zranione. W obliczu prawdy i mało przyjemnych wydarzeń staja się odważni i niezależni, zdecydowani na walkę o własne szczęście i marzenia pomimo licznych przeszkód. Już wiedzą, że aby coś osiągnąć w życiu, muszą stale ciężko pracować i wierzyć, że się uda. 
       
      Podsumowując, "Obca w świecie singli" to bardzo przyjemna lektura, przy której nie można się nudzić. Pomimo, że nie ma tutaj tak szybkiej i zawiłej akcji, to ta lektura nadal wzbudza moje zainteresowanie, które rośnie z każdym następnym rozdziałem. Tak więc śmiało mogą i ja polecić tę książkę innym czytelnikom! 

          Wiejska biblioteczka życzy miłego dnia!

piątek, 28 grudnia 2018

"Święta, święta..." - Annie Sanders

       Okres pomiędzy Świętami Bożego Narodzenia a Sylwestrem to czas, gdzie wolnych chwil jest jak na lekarstwo. Szczególnie dotyczy to nas- kobiet, na których spłynął cały ciężar związany z przygotowaniami do tych kilku magicznych dni. Ale wystarczy moment relaksu z dobrą książką i energia wraca ze zdwojoną siłą. Tak bynajmniej jest ze mną. A skoro mamy Boże Narodzenia to i książka musi być w podobnym klimacie. Tym razem zdecydowałam się na nie znaną mi jak dotąd zagraniczną autorkę ( autorki), czyli Annie Sanders w powieści pt. "Święta, święta...".

       Jest to opowieść o silnych, niezależnych i często zbyt zabieganych kobietach, które spotkały się w pewnej maleńkiej miejscowości podczas wspólnych świąt. Carol to samotna matka i redaktor naczelna jednego z pism kobiecych, dla której praca jest wszystkim. I gdyby nie synek nigdy nie wyprawiałaby świąt. Co innego Beth, która podobnie jak jej nowo poślubiony małżonek jest wykładowcą uniwersyteckim. Aby zdążyć ze wszelkimi przygotowaniami do świąt, już we wrześniu zaczęła tworzyć listę i skrupulatnie ją wypełniać. Jej priorytetem jest zadowolić męża i dorównać przy tym jego zmarłej żonie, a przy okazji trochę utrzeć nosa swojej pasierbicy. No właśnie, Holly to córka Jacoba, która stale uprzykrza życie Beth, zaś ojca owinęła sobie wokół palca. Nikt nie spodziewa się, że w przeciągu tych kilku dni, życie tych trzech kobiet obróci się przynajmniej o 180 stopni. 

       Nie znając autorki( autorek) zupełnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po tej książce. Bałam się, ze czeka mnie cukierkowa miłość w atmosferze równie słodkich i wymarzonych świąt. A okazało się, że jest to całkiem zabawna, lekka i intrygująca historia kobiet, które zabiegane swoim zawodowym życiem, zapomniały czym jest prawdziwa radość płynąca z tych magicznych świąt. Jednak dziwny zbieg okoliczności spowodował, że w porę "przebudziły się ze swojego zimowego snu"i na nowo mogą cieszyć się rodziną. 
      "Święta, święta..." to także spis przeróżnych tradycji i obyczajów świątecznych, które mogą znaleźć zastosowanie w przyszłości przez niejedną czytelniczkę. Sporo tutaj praktycznych porad umieszczonych na początku każdego rozdziału, które np. już za rok mogą nam się przydać. Ale przede wszystkim jest to opowieść o współczesnym społeczeństwie, które jest coraz bardziej zabiegane i skupione na życiu zawodowym, a nie tym co powinno być tak naprawdę ważne, czyli rodzina. Pochłonięci pracą i licznymi aspiracjami zawodowymi, nie zważamy na małe detale, z których zbudowane jest świat, które powinny cieszyć oko, dawać odpoczynek i ukojenie naszym nerwom. Często także zapominamy o drugim człowieku, raniąc naszych najbliższych, nie poświęcając im należytej uwagi. Ten tzw. "wyścig szczurów" przysłania prawdziwy sens Świąt Bożego Narodzenia, przez co wszelkie przygotowania robimy na ostatnią chwilę i wówczas ogarnia nas istne szaleństwo, mocna gorączka przedświątecznych zakupów, a wtedy nic nie wydaje nam się przyjemne, nigdzie nie odnajdujemy spokoju, a na innych ludziach wyładowujemy własne nerwy i frustracje. Ta książka pokazuje nam jak łatwo jest zapomnieć o tym najważniejszym, czyli rodzinie i miłości, a znacznie trudniej o nią zadbać, ale wszystkie zabiegi są warte swojej ceny, szczególnie dla takiego efektu. 

      Podsumowując, "Święta, święta..." to doskonała lektura zarówno przed świętami, jak i po nich. Pozwala ona odetchnąć od natłoku związanego z przygotowaniami, a także poprzypominać sobie miłe chwile w gronie rodziny. To delikatna, pełna nieprzewidzianych zwrotów akcji powieść, która urzeknie nie jednego czytelnika swoją prostotą i lekkością. Tak książka to miłe zakończenie każdego świątecznego wieczoru w towarzystwie kubka gorącej herbaty i pięknej, pachnącej choinki. 

        POZDRAWIAMY I ŻYCZYMY UDANEGO SYLWESTRA, A W NOWYM ROKU JESZCZE WIĘCEJ CHĘCI DO CZYTANIA I SPORO CIEKAWYCH LEKTUR!!!

wtorek, 18 grudnia 2018

"Kto porwał Daisy Mason?"- Cara Hunter

        Thrillery psychologiczne mają ciekawić, szokować i zastanawiać. W przypadku, gdy ofiarami są dzieci, nie sposób przejść obok nich zupełnie obojętnie. Do takiego gatunku literackiego należy niedawno wypożyczona przeze mnie książka Cary Hunter. Jakie emocje dostarczyła mi ta autorka?

        "Kto porwał Daisy Mason?. Radosna i energiczna ośmioletnia Daisy nikomu nie sprawia kłopotów. W szkole to zdolna i ambitna uczennica, lubiana przez innych. Ma swoje małe grono bliskich przyjaciółek, choć w tym wieku nie trudno o zazdrość, bowiem każda z nich mówi głośno to, co myśli lub to, co usłyszała np. od rodziców. Pewnego dnia państwo Mason postanawiają urządzić przyjecie na dworze, gdzie zaproszono sporo gości z dziećmi, w tym wiele koleżanek dziewczynki. Impreza trwa w najlepsze i nikt nie zwraca uwagi na najmłodsze towarzystwo. Mijają godziny i wtedy pani Mason odkrywa, że nigdzie nie ma Daisy. Czyżby ktoś ją porwał? A może sama gdzieś uciekła? Sprawę tego tajemniczego zaginięcia przejmuje Oxfordzka policja z Adamem Fawley'em na czele. Czy doskonały detektyw odkryje prawdę o Daisy? Czy rodzina dziewczynki może czuć się bezpieczna? Jakie sekrety ukrywają Masonowie?

       Sięgając po tę lekturę wiedziałam, że czeka mnie moc wrażeń, począwszy od zwykłej ciekawości, poprzez szok, aż do złości i wulgarnych oskarżeń wobec głównych bohaterów. Tak właśnie było w moim przypadku. Fabuła tej powieści chwyta za serce, gdyż zawiera elementy przemocy wobec dzieci, wywołując nasze poczucie bezradności oraz wstręt. To mocna gra na naszych uczuciach, szczególnie dla tych, którzy sami są rodzicami. Do tego dochodzi jeszcze rywalizacja pomiędzy dziećmi w domu, w szkole i poza nią. Zazdrość, wyzwiska, nękanie słabszych, kłamstwa- to wszystko powoli, aczkolwiek systematycznie niszczy niewinność i bezpieczeństwo tych młodych osóbek. Jeżeli w porę dorośli nie zareagują może dojść do bardzo przykrych, a niekiedy nawet i tragicznych wydarzeń.
         Na moją negatywną ocenę wśród bohaterów zasługuje matka Daisy. Ta zazdrosna, zaborcza i apodyktyczna kobieta kocha być w samym centrum zainteresowania. Ojciec zaś bardzo rozpieszczał swoją córkę, jego miłość stawała się coraz bardziej nachalna i niszcząca. A brat? Niestety on sam miał pewne problemy, które rodzice od samego początku zlekceważyli, przez co stały się bardzo poważne. Taka właśnie jest rodzina Masonów.
      Akcja tej książki przez znaczną część ma jednostajne tempo, tylko momentami nabiera adrenaliny. Dopiero końcowe fragmenty przybrały szybkiego obrotu. To za ich sprawą całą fabuła obrała zupełnie inny kurs. Zakończenie bardzo mnie zaskoczyło! Nie tego się spodziewałam.

     Podsumowując, "Kto porwał Daisy Mason?" to dobry i wciągający thriller psychologiczny. I choć miejscami brakowało mu charakteru i tempa, to czytało się go lekko i szybko. Polecam!
     
 

czwartek, 13 grudnia 2018

"Czy ten rudy kot to pies?"- Olga Rudnicka

        Kontynuacja przygód Beaty i Ulki w kolejnej powieści Olgi Rudnickiej pt. "Czy ten rudy kot to pies?" to jeszcze większa dawka humoru i niespodziewanych wydarzeń. Tym razem autorka skupiła się na drugiej przyjaciółce, która co rusz popada w nowe tarapaty. Ale najgorsze dopiero przed nią. 




          Ulka pracuje jako prawnik i nie jest w tym najgorsza. Lubi swoją pracę, kolegów, a przede wszystkim szefa. Nie wie, że ten ma rodzinę i być może dlatego zgadza się na wspólny romans. Romans, który daje jej poczucie szczęścia, miłości, szacunku i bezpieczeństwa. Niestety żona jej kochanka odkrywa prawdę i stawia mężowi ultimatum- Ulka musi odejść z pracy! I tak z dnia na dzień kobieta traci wszystko, co kochała, w tym i własną godność. Nie pozostaje jej nic innego jak wyjechać jak najdalej, by przemyśleć kilka najważniejszych spraw. Jej cel to Irlandia, ale wystarczyła chwila nieuwagi i dziewczyna wsiadła do zupełnie innego autobusu. Autobusu, który zawozi ją do Wielkowa pod Wrocławiem. Samotna, bezradna i bez bagaży, w środku nocy zostaje zabrana na tutejszą komendę przez ambitnego policjanta, Mariusza. Przyczyna wydaje się być prosta- Ula do złudzenia przypomina poszukiwaną listem gończym pewną kryminalistkę. Gdy pomyłka wychodzi na jaw, Mariusz nie tylko wypuszcza Ulkę, ale i pod wpływem jej roszczeń, zaprasza na nocleg do własnego domu. Domu, w którym mieszka wraz ze swym bratem, Sławkiem, który rzekomo podejrzany jest przez innych mieszkańców o zamordowanie kobiety i ukrycie zwłok. Podobnie zresztą jak niegdyś ich ojciec. Czyżby był to początek znacznie poważniejszych kłopotów dziewczyny? A może jest to szansa na całkiem nowe doznania? Jedno jest pewne- dobra zabawa gwarantowana!


      Poprzednia książka Olgi Rudnickiej zdecydowanie przypadła mi do gustu, ale ta część jest bez wątpienia znacznie lepsza. Znajdziemy w niech więcej zabawnych dialogów i śmiesznych wydarzeń. Zresztą cała fabuła jest jeszcze bardziej ciekawsza. Zapewne jest to zasługa naszej głównej bohaterki, która jest tak bardzo charyzmatyczna i zabawna, że uśmiech sam wykwita na naszych ustach. Ulka jest inteligentna, radosna, czasami wręcz sprawia wrażenie typowej małej blondyneczki, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Jest słodka i naiwna, ambitna i pracowita. Cokolwiek robi, czyni to z dobroci serca, przysparzając sobie pełnych humoru incydentów, a to nic innego,jak zapowiedź udanej zabawy dla każdego czytelnika. 
     Dodatkowo naszą uwagę przykuwają bardzo tajemnicze postacie braci, Mariusza i Sławka. Ten pierwszy to policjant, który dał się znokautować drobnej Uli, a drugi to twardy, skryty i bezsilny wobec nowej lokatorki mężczyzna, który w swoim życie już przeszedł bardzo dużo. Oboje mieszkają sami już od dawna, aż to nagle w ich teraźniejszość stanowczo wchodzi energiczna, silna i przebiegła kobieta, która ma już dość bycia ofiarą. Od tej pory życie całej tej trójki zmieni się i to diametralnie. Ale czy będzie to krok w lepszą stronę zależy wyłącznie od nich samych. 


      Cała akcja powieści "Czy ten rudy kot to pies?" toczy się w niewielkiej wiosce pod Wrocławiem. Jej krajobraz, cisza i poczucie bezpieczeństwa rozkochały w sobie pewną niezależną i niezwykle wrażliwą dziewczynę. Ta książka przesiąknięta jest humorem, kolorowymi bohaterami, zabawnymi dialogami i niekiedy monologami,a do tego czyta się ją lekko i przyjemnie, choć zbyt szybko. Na poprawę samopoczucia po ciężkim dniu ona jest wręcz idealna. Przynajmniej dla mnie, dlatego też polecam i zachęcam do bliższego zapoznania się zarówno z tą, jak i z innymi pozycjami tejże autorki. Pozdrawiam!!!

wtorek, 11 grudnia 2018

"Martwe jezioro"- Olga Rudnicka

         Uwielbiam twórczość Olgi Rudnickiej, która wywołuje u mnie ogromny uśmiech na twarzy, daje chwile wytchnienia, lekkość i radosne myśli. Jej powieści to skrzyżowanie kryminału z komedią, przez co są one delikatne i przyjemne dla duszy i ciała. Każdy mój pobyt w bibliotece to polowanie na książki tejże autorki, która jak się okazuje i tam jest bardzo rozchwytywana. Na całe szczęście udało mi się znaleźć dwie jej pozycje, które stanowią jedną serię. Na początek "Martwe jezioro"



       Naszą główną bohaterką jest trzydziestoletnia Beata. Singielka kochająca swoją pracę i przyzwoite wynagrodzenie, mieszkająca wraz ze swoją przyjaciółką Ulką w jednym mieszkaniu. Niestety w jej życiu jest coś, co zakłóca ten idealny styl bycia. Już od dawna jej wzajemne relacje rodzinne są w bardzo złej kondycji, a od 2 lat kompletnie nie istnieją. Dodatkowo kobieta ma wątpliwości co do swych "rzekomych" biologicznych rodziców. W celu rozwiązania tej tajemniczej zagadki, Beata wynajmuje detektywa. Być może zbliżający się ślub siostry, na który dostała zaproszenie pomoże uzyskać przynajmniej kilka odpowiedzi na nurtujące ją pytania. W towarzystwie Jacka, brata Uli, powrót do domu rodzinnego będzie bardziej znośny, a być może i poznane tam sekrety okażą się mniej przytłaczające! Kto wie?

       Już od pierwszych stron wiedziałam, że będzie to dobra książka, przy której nuda mi nie grozi. I tak było przez całą lekturę, którą czytało się szybko i przyjemnie. Delikatny wątek kryminalny, odkryty dopiero na końcu tej powieści, a którego konsekwencje były widoczny już od samego początku, roztaczały aurę tajemniczości i mroku nie tylko nad główną bohaterką, ale i nad pozostałymi osobami. To one dodawały im charakteru i kolorytu, dzięki czemu wzbudzały ogromne pokłady ciekawości u czytelnika. Poza tym doskonale rozwinięty wątek społeczno-obyczajowy spajał tę książką w jedną idealną całość. Wystarczyła mała, zbyt pochopna decyzja w przeszłości, która zaważyła na trudnych relacjach międzyludzkich w pewnej rodzinie. To one ukształtowały naszą Beatę na silną, niezależną, zdystansowaną i odważną, a przy tym niezwykle wrażliwą kobietę. Taka właśnie jest nasza główna bohaterka, która kocha i zarazem nienawidzi własnej rodziny, tylko jeszcze nie wie dlaczego!
     Nie możemy zapomnieć o Jacku. To starszy brat Uli, z którym dziewczyna za wszelką cenę pragnie zeswatać Beatę.  Czy jej się to uda? Szansę są dość sporo, bowiem chłopak bardzo interesuje się Beatą i robi wiele, by mogła ona spojrzeć na niego inaczej niż do tej pory. A ona? No cóż tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana, gdyż kobieta sama nie wie czego chce. Boi się własnych uczuć, pragnień, bo tak naprawdę nigdy nie poznała czym jest miłość, bezpieczeństwo, wzajemna troska i ciepło ogniska domowego. Ale czy wystarczy jej sił i chęci, by zaryzykować własne szczęście? Zobaczymy!


        Podsumowując, "Martwe jezioro" Olgi Rudnickiej to dobrze napisana i lekka powieść z dodatkiem czarnego humoru, licznych i mrocznych intryg oraz sporej dawki tajemnic. Ta książka wciąga, ciekawi, śmieszy, fascynuje, a czasami budzi niesmak. Czy można oczekiwać czegoś więcej po tym gatunku literackim? Nie wiem, ale zdecydowanie polecam!

poniedziałek, 10 grudnia 2018

"Czarownice nie płoną" - Jenny Blackhurst

     Ciemna i mroczna okładka, a na niej dziewczynka na huśtawce oraz ten tytuł "Czarownice nie płoną" sprawiły, że już od kilku miesięcy polowałam na tę właśnie powieść autorstwa Jenny Blackhurst. I w końcu się udało.



    "Czarownice nie płoną" to niezwykle wciągająca książka o losach Imogen Reid oraz 11- letniej Ellie Atkinson. Ta pierwsza to trzydziestokilkuletnia pani psycholog, która dawno temu uciekła ze swego rodzinnego miasta, Lichoty, a teraz z wielkimi obawami powraca. Jako nowa pracownica pewnego ośrodka pomocy społecznej ma za zadanie zająć się sprawą Ellie Atkinson. Ta biedna dziewczynka jako jedyna ocalała w pożarze domu, w którym zginęli jej rodzice oraz młodszy brat. Teraz jest pod opieką pewnej rodziny zastępczej, ale zamiast spokoju i bezpieczeństwa, otoczona jest samotnością, wystawiona na szykany i piętnowanie ze strony innych uczniów ze szkoły. Coraz częściej po Lichocie chodzą plotki o tym, że Ellie jest zła, że posiada wrogie moce, zupełnie jak czarownice. Liczne kłopoty w szkole i poza nią sprawiły, że dziewczynka jest bardzo zamknięta w sobie. Imogen postanawia jej pomóc, angażując się w tą sprawę bardziej niż wymaga tego jej praca. Przekraczając granicę własnego rozsądku popada w tarapaty. Czy kobieta może czuć się bezpiecznie? Czy Ellie faktycznie jest zwykła, niewinną dziewczynką?

        Jak dotąd miałam przyjemność poznać twórczość Alex Marwood oraz B.A. Paris, które przypadły mi do gustu. W tej samej serii wydawniczej znajduje się także thriller Jenny Blackhurst. Czy i on trafił w moje gusta? Zdecydowanie tak.
       Powieści, w których głównym bohaterem lub ofiarą jest dziecko, zawsze wywołują u mnie silniejsze emocje. I tak było i tym razem. Pierwszy rozdział daje nam sporo adrenaliny, bowiem zaczyna się bardzo niebezpiecznie i mrocznie. Później cofamy się wstecz, gdzie możemy poznać historię Imogen oraz Ellie od momentu ich spotkania. Ta mała dziewczynka podejrzewana jest o czary, dlatego wszelkie niezrozumiałe wypadki z udziałem innych uczniów to zapewne jej sprawka. Ale czy na pewno? Zagłębiając się coraz bardziej w ową lekturę, czytelnik nabiera znacznie więcej wątpliwości co do domniemanej niewinności młodej bohaterki. Więc co jest prawdą? Gdzie tkwi rzekomy haczyk? 
        Ta historia ciekawi i wzrusza, ponieważ pokazuje okrucieństwo dzieci wobec swoich rówieśników, którzy są inni. Ale to nie oznacza, że są oni gorsi, choć uczniowie nie zdają sobie z tego sprawy w tak młodym wieku. To do rodziców należy obowiązek nauczenia ich czym jest odmienność, wzajemny szacunek, tolerancja. Jeżeli sami kierują się dawnymi stereotypami, przy czym wcale się tego nie wstydzą, tylko głośno wyrażają własne opinie, to jak ma postępować ich potomstwo?  Dzieci otwarcie mówią to, co myślą i to, co słyszą, nie licząc się z konsekwencjami. Konsekwencjami, które dla tych prześladowanych osób mogą okazać się tragiczne w skutkach. Takie szykany, wyzwiska to forma przemocy psychicznej,która coraz częściej obecna jest w szkole i nie wszyscy dorośli zdają sobie z tego sprawę. 

      Podsumowując, "Czarownice nie płoną" Jenny Blackhurst to dobry thriller psychologiczny, który ciekawi i szokuje, wzrusza i intryguje. Czyta się go szybko i lekko, pomimo problemu prześladowania, jaki występuje w tej książce. Z niecierpliwością czekam, aż w moje ręce trafi kolejna powieść tej autorki, czyli "Zanim pozwolę ci wejść". Tymczasem pora sięgnąć po coś lekkiego, przyjemnego i zabawnego!
 

piątek, 7 grudnia 2018

"Wieczór taki jak ten"- Gabriela Gargaś

      Z każdym dniem coraz bardziej zbliżamy się do zimy. Zimy, która zazwyczaj kojarzy nam się ze śniegiem oraz Świętami Bożego Narodzenia. Te święta to magiczny czas pełen radości i miłości, spędzany w rodzinnym gronie. Ale nie każdy ma tyle szczęścia, bowiem są ludzie, którym samotność szczególnie doskwiera w tym okresie. I o tym jest ta książka, w której cuda także się zdarzają. 
    

    "Wieczór taki jak ten" Gabrieli Gargaś to powieść właśnie o cudach, jakie dzieją się w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Główna bohaterka, Michalina ma 27 lat. Dziewięć lat temu straciła matkę, która zmarła po ciężkiej chorobie, ale zyskała braciszka, któremu stała się matką. Od tamtej pory Miśka sama wychowuje Bartka. A co z ich ojcem? No cóż- pojawia się na jakiś czas, a potem znika na bardzo długo. Rodzeństwo mieszka w pięknej miejscowości pod Tatrami, Złotkowie. Nie zastąpiona okazuje się także pomoc babci, która prowadzi cukiernię "Cynamonowe serca". Dziewczyna, aby być bardziej niezależną finansowo postanawia wynająć pokoje u siebie w domu. Chętni bardzo szybko się znajdują. Wśród nich jeden rozwodnik, który nienawidzi świąt, starsza kobieta, która po raz ostatni pragnie zobaczyć góry oraz nieszczęśliwa wdowa z córką. Czy magia Świąt Bożego Narodzenia zmieni ich dotychczasowe życie? Czy odnajdą się w tym pensjonacie pełnym ciepła, troski i prawdziwej miłości? Czy niespodziewany gość zburzy tę harmonię i radość?

         Jak dotąd przeczytałam kilka powieści miłosnych, których autorkami były nasze polskie pisarki i niestety nie mam miłych wspomnień, gdyż wiele razy się mocno rozczarowałam. "Wieczór taki jak ten" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Gabrieli Gargaś i przyznam szczerze, że bardzo udane. Być może jest to zasługa czasu, w jakim osadzona została fabuła. Ten okres ze świąteczną atmosferą to czas, który kochamy, na który czekamy z utęsknieniem i który nas wycisza i relaksuje. Perspektywa spędzenia tego wyjątkowego momentu w małej i jakże urokliwej miejscowości, pełnej śniegu, w otoczeniu życzliwych osób to marzenie nie jednego czytelnika.
       Gabriela Gargaś opowiedziała historię młodej i silnej dziewczyny, która pomimo przeciwności losu nigdy się nie poddała. Radosna, przyjazna, pomocna Michalina także miewała swoje złe dni, pełne słabości i smutku, ale miała dla kogo walczyć. Z miłości do brata każde problemy pokonywała z uśmiechem na twarzy, bo wiedziała, że warto. 
      Jeżeli chodzi o gości Miśki, to każdy z nich przeszedł w swoim życie bardzo wiele, od nieudanego małżeństwa, przez śmierć ukochanego, aż do utraty zdrowia i rodziny. To wszystko doprowadziło do tego, że ten magiczny okres świąteczne stracił dla nich swój urok, pozostawiając smutek, żal i samotność. Ale w ich otoczeniu pojawi się ktoś, kto pomoże im odzyskać wiarę w lepsze jutro.Pytanie tylko CZY OTWORZĄ SWOJE SERCA PRZED INNYMI?  Czy wierzą, że im także dane jest być szczęśliwym? 

       Podsumowując, "Wieczór taki jak ten" Gabrieli Gargaś to piękna historia osadzona w przecudnym miejscu i magicznym czasie. To powieść doskonała na smutne, chłodne i relaksujące wieczory, gdzie każdy znajdzie choćby małą chwilę na swoje własne przemyślenia przy doskonałej lekturze. Polecam!

wtorek, 4 grudnia 2018

"Wzgórze psów"- Jakub Żulczyk

      O tej powieści słyszałam wiele- że jest mocna, wstrząsająca, depresyjna, smutna. I choć objętościowo może przerażać, jej treść także nie należy do przyjemnych, ale mimo to ciekawi i wzrusza. Aby przekonać się na własnej skórze o fenomenie tego thrillera, postanowiłam sięgnąć po Żulczyka jak tylko uporam się z innymi zobowiązaniami bibliotecznymi. No i nadszedł ten czas. Czas na szok i niedowierzanie? Czy raczej coś obok czego przejdę obojętnie?

      "Wzgórze psów" bo to właśnie o nim tu mowa, to przede wszystkim historia rodziny Głowackich oraz wsi Zybork. Ta warmińsko- mazurska prowincja to miejsce, gdzie dokoła panuje mrok i tajemnicze zło. Tutejsza młodzież żyje chwilą, a alkohol i narkotyki nie są im obce. Tutaj także nie ma perspektywy na lepszą przyszłość. Aby coś osiągnąć, muszą wyjechać. Ten brak szansy na wygodniejsze życie, nuda oraz bezkarność młodych doprowadzają do tragedii. W wieku szesnastu lat brutalnie zamordowana zostaje Daria, dziewczyna Mikołaja. Sprawca został złapany i osądzony. W wyniku tych traumatycznych wydarzeń chłopak opuszcza rodzinne strony i ucieka jak najdalej. Codziennie towarzyszy mu alkohol oraz narkotyki, aż upada na samo dno. Wtedy pojawia się Justyna, dzięki której Mikołaj na nowo próbuje poukładać sobie życie. Sytuacja finansowa tego małżeństwa jest na tyle zła, że oboje muszą na jakiś czas zamieszkać u ojca Mikołaja. Wraz z powrotem do Zyborka ponownie budzą się u chłopaka demony przeszłości, które niszczą wszystko,co spotkają na swojej drodze. Tajemnicze zniknięcia pewnych mieszkańców, brutalność i przemoc to znak, że potwór nadal grasuje po wsi i czeka na zemstę. 

      Owa powieść początkowo trochę mnie przestraszyła swoją objętością. Tylko, że problem nie tkwił w ilości stron, lecz gdzie indziej. Miałam bowiem już styczność z kilkoma tak obfitymi w rozdziały książkami, które niestety mnie rozczarowała na tyle mocno, że żałowałam czasu, jaki nad nimi straciłam. Obawiałam się, że i w tym przypadku może być podobnie. Ale na całe szczęści było wręcz przeciwnie, ponieważ ta lektura to mocny i wciągający thriller, który pochłania czytelnika w całości, aż do ostatnich stron.
        "Wzgórze psów" to pełna tajemnic i mrocznych intryg historia mieszkańców wsi Zybork. Alkohol, narkotyki, prostytucja, mafia i przemoc to chleb powszedni nie tylko tutejszej młodzieży, ale i dorosłych. To prowincjonalne miejsce, z dala od wielkomiejskich perspektyw na godniejsze życie, to świat, który powoli niszczy jego mieszkańców, który rządzi się zemstą oraz brutalnością i nie sposób od niego uciec. 
       To także obraz wzajemnych relacji międzyludzkich. Relacji negatywnych i bardzo niszczycielskich. Każdy sąsiad walczy o jak najlepszą pozycję, o jak najdogodniejsze życie i jak najmniej kłopotów. W tym wszystkim większości pomaga mafia, która nielegalnie sprawuje tam władzę. Z drugiej strony każdy mieszkaniec stanie murem za swoim przyjacielem lub osobą, która może wnieść w ich życie więcej korzyści, bez oglądania się na niebezpieczeństwo. Jednak najbardziej destruktywne relacje istnieją w głębi rodzinnego domu. Przemoc domowa zarówno ta fizyczna, jak i ta psychiczna to codzienność, z jaką zmagają się tutejsi mieszkańcy. Głowa rodziny to zazwyczaj silny, zdeterminowany, nie lubiący sprzeciwu mężczyzna, często kierujący się czysto egoistycznymi pobudkami, by osiągnąć władzę. To on dyktuje zasady panujące w domu i styl życia jego rodziny. Swoich potomków uczy zemsty, walki o władzę, brutalnych zachowań oraz dążenia do celu po trupach. Oszukiwanie innych i samego siebie to jego sposób na przetrwanie. Taki despota niszczy niewinność własnych dzieci, żony, wnuków i pozostałych członków rodziny. Tak dzieje się w większości domów na tej odludnej wiosce. Jedyną zasadą, która dotyczy wszystkich to zasada "oko za oko, ząb za ząb". 
      Prócz brutalnych obrazów zbrodni, licznych ataków przemocy, okaleczenia, istotny jest tutaj język, jakim posługuje się autor. Opisy morderstw, które budzą szok i odrazą, a także spora liczba wulgaryzmów, idealnie pasują do mrocznego i złego klimatu tej książki. 
       Bohaterowie to inteligentni, charyzmatyczni, nabuzowani adrenaliną i energią, doskonali aktorzy, którzy w różnych okolicznościach przywdziewają odpowiednie maski. Z jednej strony to delikatni i kochający członkowie rodziny, z drugiej zaś to żądne zemsty i władzy osoby, które razem stanowią niezniszczalną całość. 

        Podsumowując, "Wzgórze psów" Jakuba Żulczyka to powieść o bezsilności, depresji, staczaniu się na samo dno, ponieważ wychowaliśmy się w miejscu, gdzie mrok, zło i przemoc już od małego zagnieździły się w naszych sercach. Ta książka wciąga, szokuje, intryguje i przytłacza jednocześnie. To także jedna z tych pozycji, o których czytelnik tak szybko nie zapomni. I oto autorowi chodziło!
Zdecydowanie polecam!
       

sobota, 1 grudnia 2018

"Wdowa" - Fiona Barton

      Po lekturze"Dziecka" Fiony Barton w miejskiej bibliotece zmówiłam jej pierwszą powieść, czyli "Wdowę", którą wielu czytelników polecało. Teraz, gdy książka została już odebrana, przeczytana, a wnioski spisane, nie pozostaje mi nic innego jak podzielić się z Wami swoją recenzją. Tak więc zapraszam na jej dalszy ciąg!


         "Kochający mąż czy bezduszny zabójca? Ona powinna to wiedzieć.....". No właśnie ONA- trzydziestokilkuletnia Jean, jako niespełna 18- latka wyszła za mąż za swoją pierwszą miłość, czyli Glen'a i od tego dnia są razem. Przykładna żona, doskonała pani domu, w życiu zawodowym realizuje się jako fryzjerka. Do tego przystojny mąż, który przy okazji dobrze zarabia- czego można chcieć więcej? Dziecka? Niestety, oni nie mogą mieć potomstwa! Glen jest nieco starszy od swojej żony, dotychczas obejmował wysokie stanowisku w jednym z banków, a obecnie jest kurierem rozwożącym przesyłki. Silny, zdecydowany, czasami apodyktyczny, ale bardzo opiekuńczy. Przy nim Jean czyje się kochana i bezpieczna. Czar tej sielanki powoli pryska gdy jej mąż zostaje oskarżony o porwanie i zamordowanie małej dziewczynki. Z pozoru twarda i odważna kobieta,silnie trwająca u boku swego mężczyzny, z każdym dniem ma coraz więcej wątpliwości, co do prawdziwego charakteru Glena. Dziennikarze, policja to ich codzienność, która zniknęła tylko na chwilę, by powrócić wraz ze śmiercią Glena. Od tego momentu Jean sama decyduje co i komu powiedzieć, tylko czy będzie to zgodne z prawdą? Czas pokaże!

      Fiona Barton po raz kolejny mnie nie zawiodła. Jej debiutancka powieść wciąga już od samego początku. To właśnie tam znajdziemy opisy głównych wydarzeń, które zawyżyły na losie innych. Później następuje tzw.szczegółowa retrospekcja życia Jean oraz Glen'a na kilka tygodni przed owy tajemniczym zaginięciem dziewczynki oraz drobny powrót do początku znajomości tych dwojga, by w pełni zrozumieć zachowanie kobiety. Ten przegląd historii odbywa się z punktu widzenie trojga osób: wdowy (Jean), reporterki ( Kate) oraz Bob'a Sparkles'a ( komisarza). To dzięki nim możemy stworzyć w miarę szczegółowy plan tych tragicznych wydarzeń. Każda z tych postaci działała logicznie, systematycznie, by poznać prawdę o losach małego dziecka. Tylko jedna z nich pod wpływem silnych manipulacji, nie była w stanie odróżnić dobra od zła, prawdy od fikcji. Dopiero mocny bodziec, jakim była utrata najbliższej osoby, dodała jej skrzydeł, pozwoliła otworzyć oczy i serce, ale przede wszystkim odzyskała ona wiarę w siebie i możliwość decydowania o tym komu wyzna prawdę o swoim życiu i komu powierzy pewien sekret, który ciążył jej już od dawna. 
     Ciekawie prezentują się tutaj postacie pani reporter oraz pana komisarza. Oboje ambitni, pracowici, z doskonałymi instynktami, robili wszystko, by poznać prawdę o losie dziewczynki i ją odnaleźć. Dla nich ważne było również pojmanie i ukaranie winnego tego porwania. Nawet wtedy, gdy zabrakło dowodów, nie poddawali się, szukali wątpliwych elementów, naocznych świadków, wszelkich nieścisłości w zeznaniach potencjalnego sprawcy. 
    Jest jeszcze ON- czyli porywacz i najprawdopodobniej morderca. Inteligentny, zdolny, kochający i troskliwy. Mąż, kolega, przyjaciel oraz dobry i zaufany pracownik. To tylko jedna jego strona, którą pokazuje innym. O tej drugiej, bardziej mroczniej nikt nie wie. To jego tajemnica, którą ukrywa, z którą walczy i która coraz częściej przejmuje nad nim kontrolę. Silny popęd seksualny z każdym dniem stawał się coraz trudniejszy do opanowania, już nie można było go chować w czterech ścianach domu. Ta bestia w końcu musiała się wydostać i zebrać swoje ofiary, niszcząc swego żywiciela. 

      Cały ten thriller psychologiczny to mroczna i wstrząsająca powieść o ludzkich słabościach, ślepej miłości, bezwarunkowym oddaniu, a także o toksycznym związku, który niszczy zarówno kata, jak i ofiarę. Ta książka porusza, ciekawi, intryguje i szokuje. Jest pełna nagłych zwrotów akcji, interesującej fabuły, charyzmatycznych bohaterów, czyli wszystko to, co powinna mieć w sobie doskonała lektura. 
    Zdecydowanie polecam!

czwartek, 29 listopada 2018

"Światło miedzy oceanami" - M. L. Stedman

      Po kilku dobrych książkach, a także po tych, które mnie zawiodły, przychodzi czas na odpoczynek przy miłej i delikatnej lekturze. Z takim też zamiarem sięgnęłam po powieść M.L. Stedman pt. "Światło między oceanami". Już sam tytuł brzmi bardzo kusząco, a jak będzie z całą lekturą? To poniżej.
    

         Jest to wzruszająca historia Toma oraz Isabel Sherbourne. On- z wykształcenia inżynier, ale przede wszystkim żołnierz, który w czasie wojny widział wiele zła i cierpienia. Bardzo trudno mu zapomnieć o tym, czego doświadczył w Wielkiej wojnie, przez co jeszcze mocniej oddala się od ludzi, stając się samotnikiem. Uciekając w smutek i ciszę, podejmuje się posady latarnika na odludnej wyspie Janus Rock, tuż u wybrzeży Australii, gdzie raz na 3 miesiące przypływa łódź z zapasami. Wszystko zmienia się, gdy po raz kolejny spotyka piękną Isabel, która coraz częściej zajmuje jego myśli. Ta inteligentna kobieta widzi w nim to, co sam od dawna ukrywa, czyli dobroć, wrażliwość i pragnienie miłości. To dla niego gotowa jest poświęcić całe swoje dotychczasowe życie, szczególnie te towarzyskie. Tak rodzi się między nimi miłość. Tuż po ślubie młodzi zamieszkują na wyspie, z dale od rodziny, wśród natury i bezkresnego morza. Niestety życie, które wybrali to nie pasmo radości, a ogromnego cierpienia. Liczne poronienia Isabel, martwy noworodek, a do tego ta wszechogarniająca ciemność, doprowadzają kobietę do depresji. Aż pewnego dnia do brzegu dobija mała łódka z nieżyjącym mężczyzną oraz maleńkim dzieckiem. To niespodziewane spotkanie wyzwala w Isabel uczucie miłości i szczęścia. Łamiąc wszelkie zasady moralne i zawodowe Tom podejmuje decyzję, której konsekwencje prędzej czy później zniszczą wiele osób. 

       Piękna i tajemnicza okładka oraz skrócony opis fabuły na końcu, zapowiadał ciekawą i wzruszającą lekturę. I tak też było. Już sam początek wciągnął mnie tak mocno, że nie mogłam się od niej oderwać. Gwarantował silne wrażania, na których opierała się cała historia. Autorka doskonale przeprowadziła nas przez losy dwojga ludzi, którzy mając siebie, wzajemną miłość, w obliczu tragedii i samotności, zatracili całą radość życia. Gdy nagle pojawiła się malutka Lucy ich świat przybrał zupełnie nowych kolorów. Niestety życie w ciągłym kłamstwie, z poczuciem winy, że dla własnego egoizmu świadomie rani się drugą osobę, staje się z biegiem czasu ponad ludzkie możliwości, ale nie każdy jest w stanie to zrozumieć. Od tego momentu nic nie będzie już takie same. 
     "Światło między oceanami" to niezwykle wzruszająca opowieść o potędze prawdziwej miłości, która czasem potrafi zranić, która niekiedy okazję się ślepa i niewinna. To także obraz ogromnego bólu i cierpienia po osobistych tragediach, które rzucą się cieniem na dalsze losy głównych bohaterów. To książka o dobrych i kochających ludziach, którzy poprzez jedną złą decyzję, wprawili w ruch maszynę zniszczenia, kłamstw, niedomówień i oszczerstw, która zbierze swoje ofiary. 

       Cała powieść wypadła bardzo dobrze. Fabuła ciekawa, chwytająca za serce, czasami lekko szokująca, ale wydaje się być taka prawdziwa. Wzruszała i dawała nadzieję, a przy tym pozostawiała nam sporo miejsca na własne przemyślenia. Często w trakcie tej lektury zastanawiałam się "Co by było, gdyby.......".  Jednak zawsze było jakieś "ALE".  
     Zdecydowanie polecam!

czwartek, 22 listopada 2018

"Mock pojedynek" - Marek Krajewski

         Twórczość Marka Krajewskiego jak dotąd była mi zupełnie obca. Do czasu, aż inny wielbiciel powieści kryminalnych podrzucił mi jedną z jego książek do przeczytania. Była to kolejna część pewnej serii, ale miała być ona zachętą dla mnie na bliższe zapoznanie się z Mock'iem i jego przygodami. Czy się udało? Zobaczcie sami.


        "Mock pojedynek". Mamy rok 1905. Wrocław. Dwudziestokilkuletni Eberhard Mock jako jedyny z rodziny rozpoczął studia na Wydziale Filozoficznym. Wychowany w biedzie wie, że tylko sumienna nauka pozwoli mu wyrwać się z dotychczasowego życia. Ignorowany przez większość studentów, swoje emocje rozładowuje podczas intymnych spotkań z prostytutkami, ale nie jest brutalem. Płatna miłość jak na razie mu wystarcza. Mock jest zdolny, ale trudno go okiełzać. Wychodzi naprzeciw wszelkim standardom, co nie wpływa na wzrost jego reputacji. Gdy na uczelni pojawia się piękna rosyjska kobieta, jego życie obiera zupełnie inny kierunek. Jednocześnie dochodzi do kilku tajemniczych samobójstw wśród wykładowców. Ale jest ktoś, kto uważa, ze były to zabójstwa. Manipulując Mock'iem, wyznacza mu odkrycia prawdy. Odtąd Eberhard coraz bardziej wplątuje się w niebezpieczne sekrety świata uczelnianego. Zło kryje się wszędzie, a zdrajcą może być każdy- inny student, najsympatyczniejszy wykładowca, ukochana kobieta, obcy mieszkaniec Wrocławia. Już nic nie będzie takie samo. 

         Książka Krajewskiego to powieść kryminalna, której fabuła opiera się na dość odległej przeszłości. Takiej, której nie znam,o której nie miałam żadnych wyobrażeń, a która wydała mi się bardzo ciekawa. Autor przedstawia tutaj obraz Wrocławia oraz uniwersytetów zupełnie inny, niż te dobrze nam znane. Na uczelni dominują mężczyźni i to zazwyczaj zamożni, kobiety, jeżeli się tam pojawiają to od początku otrzymują łatki głupich i łatwych dziewcząt, których sponsorują rodzice. To one stawały się celem kpin i aroganckich zachowań wśród chłopców. Chłopców, którzy kipią testosteronem , co szczególnie widać w pewnym stowarzyszeniu. Vandala- to tam dochodziło do upustu negatywnych emocji m.in. podczas menzurek, czyli pojedynku szermierczego dwóch mężczyzn, którzy mieli odznaczyć się odwagą, honorem i siłą, by wstąpić w szeregi tego zgrupowania. Jeżeli doszło do znieważenia, obraz drugiego człowieka wówczas rozstrzygnięciem był pojedynek na śmierć i życie z użyciem bronie palnej, by ocalić honor. To świat, w którym liczy się godność, zaufanie i wierność. To także miejsce, gdzie intrygi, manipulacje i walka o władze ukrywana jest pod maskami, togami i wysokimi posadami. 
       Akcja tej powieści może i nie jest bardzo dynamiczna i nieobliczalna, ale jej tajemniczość i stałe napięcie nie pozwala się nudzić. Im dłużej tkwimy w szponach tej książki, tym mroczniejszy odkrywamy świat. Świat, który nas pochłania, aż do ostatniej strony.
         Główny bohater to typowy uczelniany wyrzutek, który nie ma przyjaciół, bo jest inny- biedny. Mock jest zdolny, ambitny, pracowity, ale i niezdyscyplinowany, przez co popada w liczne kłopoty. To także bardzo odważny, silny, uczciwy i lojalny mężczyzna, który ryzykuje życie by poznać prawdę. Prawdę, która jest bolesna i niszcząca. 

       Podsumowując, "Mock pojedynek" to dobry polski kryminał, pełen tajemnic i mrocznych postaci. To także niezwykle wciągająca opowieść o uniwersyteckim świecie sprzed ponad 100 lat, jaki być może wyobraził sobie sam autor. Z miłą chęcią sięgnę po sam początek tej serii, bo zdecydowanie warto.

środa, 21 listopada 2018

"Aorta"- Bartosz Szczygielski

         Fascynująca, a zarazem przerażająca okładka, ciekawy tytuł i do tego polski autor- zapowiada się dobra zabawa w mrocznym klimacie. "Aorta" Bartosza Szczygielskiego to nic innego jak zbiór makabrycznych zbrodni, podejrzanych ofiar, wszechobecnej mafii oraz policjantów, którzy nie mają już nic do stracenia. 


      Warszawa. Pruszków. Dawniej w te rejony nikt o zdrowym rozsądku nie miał odwagi się zapuszczać, bowiem rządziła tam tzw. "mafia pruszkowska". A dzisiaj panuje tam spokój i bezpieczeństwo. Pytanie więc- co się stało z członkami tego gangu, którzy przeżyli? Czyżby powrócili na dobrą drogę? Tak do tej pory myśleli pozostali mieszkańcy Pruszkowa i okolic. Niestety, wątpliwości pojawiają się wraz z brutalnym morderstwem młodej kobiety, w jednym z luksusowych mieszkań. Powraca strach i niedowierzanie. Sprawę zabójstwa przejmuje komisarz Gabriel Byś z Komendy Stołecznej. Ale to nie koniec tajemniczych zgonów. Wraz z tutejszą ekipą dochodzeniową, Byś dokopuje się o wiele głębiej niż by tego chciał. Wszelkie tropy prowadzą do pewnego niebezpiecznego człowieka, który od lat rządzi podziemnym Pruszkowem i nie tylko. Dzierga. Jak potoczą się dalsze losy komisarza Bysia? Czy drążąc w tajemnicach mafii nie wystawia się na długą i bolesną śmierć?

      "Aorta" to ostatnia z książek, jakie zdążyłam przeczytać w minionym miesiącu. To także kolejna ze stosiku, jaki wybrała moja siostra w miejskiej bibliotece. Co to dla mnie oznaczało? Niespodziankę, bowiem nie znałam jeszcze twórczości tego autora i o nim samym też nie słyszałam. W rezultacie zostałam mile zaskoczona, jednak tylko odrobinę. W porównaniu z kilkoma poprzednimi powieściami, ta wypadła tutaj trochę gorzej, choć pomysł na fabułę był bardzo dobry. Ciekawy wątek kryminalny, charyzmatyczne postacie i niewyjaśnione tajemnice, to było interesujące. Niestety, przez znaczną część tej lektury akcja była monotonna, przez co często ogarniało mnie znudzenie. Dopiero końcowe rozdziały nabrały tempa i koloru. To tam adrenalina wciągała czytelnika w samo centrum zła i brutalności, a bohaterowie stali się nieobliczalni i nie do zatrzymania. Samo zakończenie daje spore nadzieje na kontynuacje tej powieści. 
      Zarówno ci pozytywni bohaterowie, jak i ci należący do ciemnej strony, to osoby silne, ambitne, bezkompromisowe, znające własną wartość, wierni swoim poglądom oraz sprytni. Jeżeli ktoś stał im na przeszkodzie, został zlikwidowany, dosłownie lub w przenośni. To dzięki nim ta książka miała swoją atmosferę i charakter. 

       Podsumowując, "Aorta" Bartosza Szczygielskiego to mroczna powieść, która wciąga, jednak nadal jej czegoś brakuje. Tym czymś jak dla mnie jest szybka i nieprzenikniona akcja, która będzie nam towarzyszyć przez całą lekturą, a nie tylko od połowy. Pomimo moich mieszanych uczuć co do tej powieści, chętnie sięgnę po coś jeszcze z repertuaru tego autora.

piątek, 16 listopada 2018

"Hodowca świń" - Anna Zacharzewska

          W dzisiejszych czasach coraz więcej młodych ludzi decyduje się na rozwój kariery zawodowej, kosztem życia rodzinnego. Awanse, pieniądze, niezależność, sukcesy, piękne mieszkania i kosztowne ubrania tak wygląda codzienność tych, którym się to udało. W wielkich korporacjach, gdzie bardzo ciężko o dobrą i stabilną posadę, liczą się wyłącznie efekty końcowe. Anna Zacharzewska w swoim thrillerze przedstawiła nam pewien obraz wielkiego zakładu oraz ludzi, którzy tam pracują.


       "Hodowca świń" to historia kilkorga osób, którzy pod wpływem własnego szefa, Rafała Tuszy,odkrywają w sobie zupełnie nowe, mroczne oblicza. Poniewierani, lekceważeni, szykanowani i wyśmiewani przez Tuszę, w pracy stają się niezależnymi maszynami do zarabiania pieniędzy, dając w ten sposób własne ciche pozwolenie na tzw. mobbing. W domach zaś ściągają maski silnych i niezniszczalnych pracowników i wtedy okazuje się, że są oni tak naprawdę wrakami dawnych siebie. Ich brak współpracy w owym zakładzie skutkuje wyjazdem służbowym, mającym na celu integracje zarządu zakładu wraz z szefem. Wyruszają do miejsca, gdzie każde chwyty będą dozwolone. To odludne gospodarstwo domowe bez prądu, jedzenia to tylko początek. Szef konfiskuje im telefony i inne urządzenia, przeszukuje walizki i zabiera zbędne rzeczy. I tak zaczyna się ich survival. Aby jeść muszą zabić własnoręcznie świnie, które znajdują się w zagrodzie. Aby przeżyć muszą walczyć, kierując się swym pierwotnym instynktem. Jak daleko posuną się ci ludzie, aby utrzymać własne posady i dotychczasowy poziom życia? 

       Debiut Anny Zacharzewskiej jaką jest ta powieść, to mocny i wstrząsający thriller, który kryje w sobie wiele prawdy. Swoją mroczną historią szokuje nie jednego czytelnika, ale ci, którzy mieli kiedykolwiek styczność z ogromnymi korporacjami, częściowo rozumieją w czym tak naprawdę tkwi rzecz. Ta lektura budzi w nas ciekawość, niesmak, zdezorientowanie, a w końcowej fazie- niedowierzanie i przerażenie. Powstaje wówczas pytanie- JAK TO MOŻLIWE?

       "Hodowca świń" to także obraz szefa- tyrana, przebiegłego i manipulującego innymi mężczyzny, dla którego władza jest priorytetem. Jego zuchwalstwo i bezczelność zaprowadzą go do miejsca, skąd nie będzie miał już odwrotu. Do granicy, która zniszczy wszelkie zahamowania jego podwładnych. A tego się nie spodziewał. 
        Główni bohaterowie to ambitni i zdolni pracownicy, pnący się po szczeblach drabiny zawodowej, zatracając z każdym dniem własne uczucia, emocje, poglądy i dusze. W obliczu traumatycznych wydarzeń na światło dzienne wychodzą ich najbardziej skrywane tajemnice i czarne myśli, które na nowo scharakteryzują ich postawy. A wszystko po to, by zachować dotychczasowe stanowiska, władze i wynagrodzenia. Przyzwyczajeni do luksusów w milczeniu znoszą obelgi i cięte riposty ze strony szefa. Nie potrafią się przeciwstawić mobbingowi, ponieważ boją się innego życia, którego nie znają. 

        W trakcie tej lektury miałam spore problemy w zapamiętaniu kto jest kim. Imiona i nazwiska używane naprzemiennie w tej powieści, powodowały moje zagubienie w postaciach i ich charakterystyce. Cała akcja była dość jednolita, nie miała nagłych zwrotów akcji, zmierzających w nieokreślonym kierunku, nie wzrastała wraz z kolejnymi rozdziałami, ale mimo to bardzo dobrze mi się ją czytało. Polecam!

środa, 14 listopada 2018

"Lot 7A"- Sebastian Fitzek

       Coraz częściej na licznych grupach facebook'owych, poświęconych miłośnikom książek, pojawiały się posty zachwalające twórczość Sebastiana Fitzka. Jako, że sama jeszcze nie miałam styczności z tym autorem, podczas jednej z wizyt w bibliotece, postanowiłam w końcu wypożyczyć coś z Jego kolekcji. I tak padło na "Lot 7A"


       Cała akcja tego thrilleru opiera się na postaci Mats'a Krugera. Jest to wybitny psycholog, znany ze swych zawodowych dokonań oraz panicznego lęku przed lataniem. Jakiś czas temu po ciężkiej chorobie stracił żonę, co wywołało u niego ogromne cierpienie, od którego postanowił uciec, zrywając w ten sposób wszelki kontakt z córką. Ból i strach zaprowadziły go do Buenos Aires i tam miał zamiar pozostać już na zawsze. Jednak ciąża córki i jej zbliżający się poród zmusiły go do powrotu. Niestety tym razem podróż statkiem nie wchodzi w rachubę, a samolot to jedyne wyjście. Analiza wszelkich możliwych opcji katastrof lotniczych, rozłożenie miejsc w samolocie i wybranie tego, gdzie szanse na ewentualne przeżycie wypadku będę jak największe, zrobione i teraz nie pozostaje Mats'owi nic innego, jak wyruszyć w drogę do Berlina. Kruger nie przewidział tylko jednego-  jest ktoś, kto ma zupełnie inne plany wobec niego i innych pasażerów, zarówno w samolocie jak i poza nim. Śmiercionośne plany te tkwią w psychice człowieka, a to nie podlega żadnej kontroli.

       Będąc świeżo po lekturze żałuję, że tak długo zwlekałam z sięgnięciem po książki Fitzka. Ten thriller to prawdziwa perełka, zaś jego autora czym prędzej wpisuję na listę moich ulubionych pisarzy. Już sam początek wywołał u mnie ogromne zaciekawienie oraz dreszcz emocji, które wraz z kolejnymi rozdziałami, stale rosły, by końcowa faza zyskała wybuchowy charakter. Akcja szybka, niebezpieczna i nieprzewidywalna. Liczne zagadki, sekrety sprzed lat i nieokiełzana ludzka psychika. Psychika, która w tym wypadku miała stać się śmiercionośną bronią dla ok. 600 pasażerów samolotu. A po środku ON- Mats Kruger, który miał pośrednio doprowadzić do owej katastrofy. Ten pozornie silny i odważny mężczyzna, wiele lat temu był najzwyklejszym tchórzem, a teraz musi zrobić wszystko, by ocalić kogoś, kogo kocha ponad wszystko.Cena jest jednak bardzo wysoka. Czy jego ambicje i zdolności psychologiczne uratują niewinne osoby? Czy powstrzyma zamachowca? A może ponownie zawładnie nim strach? No cóż, to w jego rękach jest teraz życie ponad 600 osób, a możliwych scenariuszy bardzo dużo.
      Ciekawie prezentuje się także obraz samego zamachowca. To tajemnicza i nieprzewidywalna osoba. Wydaje się, ze jest ona wszechobecna, widzi i słyszy wszystko, niezależnie od miejsca swego przebywania. Nie boi się nikogo i niczego. Nie ma żadnych zahamowań, by osiągnąć to, co zaplanował. Wystarczy tylko delikatnie zmienić dotychczasowe schematy. Egoizm, władza absolutna, pieniądze, szacunek i "zło konieczne" to wartości, jakimi kieruje się owa postać. Postać, która manipuluje innymi, ale i sama jest manipulowana. Pytanie zatem- CZYŻBY BYŁO ICH DWÓCH? Brzmi ciekawie. 

       Podsumowując, "Lot 7A" to doskonały thriller psychologiczny, od którego nie sposób się oderwać. Ta mroczna i tajemnicza powieść porywa czytelnika, wciąga i nie chce wypuścić, aż do ostatniej strony. Strony, która nie ma jasno sformułowanego zakończenia. Sami możemy je sobie dopowiedzieć, w zależności od naszej wyobraźni. Zafascynowana tą lekturą, już zamawiam kolejną powieść tego autora. 

czwartek, 8 listopada 2018

"W żywe oczy"- J P Delaney

         "Lokatorka" J P Delaney, którą jakiś czas temu miałam przyjemność przeczytać, wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenia. Zastanawiałam się jaka zatem będzie kolejna powieść tego autora? Czy to będzie coś na miarę "Lokatorki", czy też czeka mnie rozczarowanie? Aż do teraz, nie byłam pewna czego mogę się spodziewać? 
        

          "W żywe oczy" to historia dwudziestokilkuletniej Clarie Wright, która udaje się do Stanów, by realizować swoje marzenia o aktorstwie. Uczęszcza do jednej z najlepszych szkół aktorskich, mieszka wraz z przyjaciółką, której stale zalega z czynszem. Nie posiada tzw. "zielonej karty", w związku z czym nie może legalnie pracować poza terenem campusu. Ale mimo to zakotwicza się w pewnej agencji prawniczej zajmującej się rozwodami. Jej zadaniem jest zdemaskowanie niewiernych mężów oraz dostarczenie wszelakich dowodów ich zdrad zleceniodawcom.  Pewnego dnia celem jej pracy staje się przystojny Patrick Fogler, który o dziwo na pierwszy rzut oka wydaje się być wiernym i kochającym mężem, kompletnie nie zainteresowanym wdziękami Clarie. Tymczasem w niewyjaśnionych okolicznościach zamordowana zostaje żona Patricka i to właśnie panna Wright staje się główną podejrzaną. Kto tak naprawdę jest winien tej zbrodni? Nieobliczalny mąż, tajemniczy stalker czy też zdolna aktorka? Sekrety, pożądanie, namiętność, manipulacja oraz dążenie do doskonałości- tego w tej powieści nam nie zabraknie. 

        Sięgając po kolejną powieść Delaney'a miałam bardzo spore wymagania. Liczyłam na coś, co przynajmniej poziomem będzie przypominało "Lokatorkę, a  w zamian dostałam znacznie lepszą powieść. Autor stworzył historię, która niezwykle wciąga i fascynuje czytelnika. Jest przy tym szokująca, ale i częściowo naiwna. Dlaczego? Otóż im czytelnik bardziej zagłębia się w ową lekturę, tym bardziej wierzy w niewinność głównych bohaterów.  Naiwne są także same postacie. Mniemanie o własnej doskonałości, niezniszczalności, o działaniu w imię wyższego dobra, to wszystko doprowadza do licznych niebezpieczeństw, czasami wręcz absurdalnych. Ale co będzie jeśli to, co znamy i widzimy, okaże się czystą i zaplanowaną grą? Grą, która musi zebrać ofiary, by inni mogli wygrać. Wśród całego tego spektaklu aktorskiego znajduje się On- niebezpieczny morderca który nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć zamierzony cel. 
      Pomysł na fabułę uważam za bardzo dobry.  Historia głównej bohaterki już od samego początku wzbudzała silne emocje, jak i liczne kontrowersje. Zaś jej związek z Patrick'iem nadawał tylko potęgi tym odczuciom. Mocne uderzenie w pierwszych rozdziałach, z biegiem czasu zostało lekko przytłumione, by z każdą następną stroną systematycznie wzrastać, aż do silnego i nieco zaskakującego zakończenia.

       Bohaterowie, czyli przede wszystkim Clarie oraz Patrick. Ona- młoda, zdolna, odważna kobieta, której życie kładzie kłody pod nogi, w pracy przywdziewa maski silnych i nieobliczalnych "fame fatale". Jest typowa profesjonalistką. Czy w obliczu nowych uczuć, przystojnego mężczyzny oraz luksusowego życia, nadal pozostanie sobą? Przyznam szczerze, że w trakcie tej lektury często zmieniałam zdanie o naszej bohaterce. Tutaj nic nie było takie oczywiste, toteż mój odbiór jej jako kobiety był bardzo zróżnicowany, w zależności od wydarzeń. On- boski profesor, inteligentny i spostrzegawczy mężczyzna. Nieobliczalny i jakże romantyczny koneser twórczości pewnego pisarza, a przy tym ideał. Taki właśnie jest Patrick Fogler. 
       Na uwagę zasługują także pani psycholog oraz nijaki detektyw Frank- ostoja  bezpieczeństwa psychicznego i fizycznego. To dzięki nim cała akcja nabierała dramatycznego obrotu, by później przenieść czytelnika w bezpieczne miejsce. 

        Podsumowując, "W żywe oczy" to kolejny udany thriller w wykonaniu J P Delaney'a. To powieść, która wciąga już od pierwszych stron i nie wypuszcza ze swych objęć, aż do ostatniego zdania. Wzrusza i zarazem szokuje, a przy tym pobudza naszą ciekawość. Zwrotna i nieprzewidywalna akcja, charyzmatyczni bohaterowie, żądny krwi morderca, a wszystko to wciśnięte w ramy spektaklu aktorskiego. Jednym słowem-  szczerze polecam!
       

poniedziałek, 5 listopada 2018

"Góry umarłych"- Tomasz Hildebrandt

         "Obudzone upiory są żadne krwi, a czasu na rozwiązanie zagadki jest coraz mniej". To cytat z "Gór umarłych" Tomasza Hildebrandta, który idealnie opisuje atmosferę tej powieści. 

      Bieszczady. Piękne i zarazem mroczne góry, kryjące w sobie wiele tajemnic. Gdy tylko przykrywa je noc, zło wychodzi z ukrycia, by zbierać swoje żniwa. Cisna. Tutejsi mieszkańcy żyją w ciągłym strachu, który nakazuje im milczenie. Kłopotliwa okazuje się  teraźniejszość i przeszłość. Nagle ich pozornie spokojne życie zostaje zakłócone przez pewnego nadkomisarza, którego wydelegowano do Cisnej, by rozwiązał zagadkę zaginięcia 10- letniego Kuby. Andrzej Bondar to policjant po przejściach - alkohol i narkotyki nie są mu obce. To jego codzienność, z którą stale walczy. Swoim zachowaniem oraz upartym dążeniem do prawdy zyskuje coraz większe grono wrogów. Krąg podejrzanych powiększa się. Zwykli mieszkańcy, ksiądz, urzędnicy, skorumpowani przedstawiciele policji, a przede wszystkim "ukraińska mafia" to jego lista. Im bardziej brnie w to dochodzenie, tym więcej niechęci spotyka go ze strony mieszkańców. Kulminacyjny moment nadchodzi, gdy Bondar psuje obecny porządek wsi, wywlekając na światło dzienne sekrety, które nigdy nie miały prawa wyjść na powierzchnię, a które przyniosą ze sobą ogrom zniszczeń. Do czego jeszcze zdolny jest Andrzej Bondar? Jak głęboko tkwi zło, do którego dokopał się nadkomisarz?

         "Jeszcze żaden polski autor nie pisał jak Jo Nesbo". Takie słowa widnieją na tytułowej okładce powieści Hildbrandta. To dość mocne i odważne stwierdzenie, które w moich oczach wydaje się dość przesadzone. Owszem, podobieństw jest wiele. Andrzej Bondar- policjant z problemami (alkohol), lekceważony przez innych współpracowników, samotnik z doskonałą intuicją oraz ogromnym doświadczeniem. Zupełnie jak Harry Hole Nesbo. Jednak według mnie jest to jego słabsza wersja. Nasz główny bohater psuje wszystko, czego się dotknie, podąża za swoją intuicją, która stale go zawodzi, często nie jest w stanie odróżnić prawdy od własnych wyobrażeń. To, że nadal żyje, a sprawy, które prowadzi udaje się rozwiązać, to  zasługa jedynie przypadkowych działań, głupiego szczęścia. Jest nieostrożny, nierozważny, a swoją pozycję zawodową nie zawdzięcza ciężkiej pracy. To właśnie różni go od słynnego Hola. 

        Cała akcja była prowadzona umiarkowanie, czasami monotonnie, ale systematycznie. Nawet ostatnie rozdziały nie wzbudziły u mnie jakiś silniejszych emocji, nie podniosły adrenaliny, nie podsyciły mojej ciekawości. Przez znaczną cześć tej powieści okropnie się nudziłam, a samo czytanie bardzo męczyło. Wielokrotnie miałam ogromną ochotę przerwać i odłożyć ten kryminał, ale nadzieja na to, że coś się rozkręci, była nieco silniejsza. No cóż. Przeczytałam, ale gdybym wtedy zrezygnowała, niewiele bym straciła. 

     Podsumowując, "Góry umarłych" to powieść, którą zdecydowanie mogłabym pominąć. Męcząca i żmudna akcja, bezbarwny główny bohater, który sprawiał wrażenie życiowego nieudacznika, to tylko niektóre z wad tej powieści. Niestety, czasami tak jest, że trafia się na coś słabszego, by móc docenić te dobre pozycje. Do usłyszenia! 

"Dom sióstr"- Charlotte Link

       Duży, stary dom, stojący gdzieś na uboczu, z dala od wścibskich oczu, otoczony bezkresem pól i lasów, kusi, przyciąga i magnetyzuje...