poniedziałek, 5 listopada 2018

"Góry umarłych"- Tomasz Hildebrandt

         "Obudzone upiory są żadne krwi, a czasu na rozwiązanie zagadki jest coraz mniej". To cytat z "Gór umarłych" Tomasza Hildebrandta, który idealnie opisuje atmosferę tej powieści. 

      Bieszczady. Piękne i zarazem mroczne góry, kryjące w sobie wiele tajemnic. Gdy tylko przykrywa je noc, zło wychodzi z ukrycia, by zbierać swoje żniwa. Cisna. Tutejsi mieszkańcy żyją w ciągłym strachu, który nakazuje im milczenie. Kłopotliwa okazuje się  teraźniejszość i przeszłość. Nagle ich pozornie spokojne życie zostaje zakłócone przez pewnego nadkomisarza, którego wydelegowano do Cisnej, by rozwiązał zagadkę zaginięcia 10- letniego Kuby. Andrzej Bondar to policjant po przejściach - alkohol i narkotyki nie są mu obce. To jego codzienność, z którą stale walczy. Swoim zachowaniem oraz upartym dążeniem do prawdy zyskuje coraz większe grono wrogów. Krąg podejrzanych powiększa się. Zwykli mieszkańcy, ksiądz, urzędnicy, skorumpowani przedstawiciele policji, a przede wszystkim "ukraińska mafia" to jego lista. Im bardziej brnie w to dochodzenie, tym więcej niechęci spotyka go ze strony mieszkańców. Kulminacyjny moment nadchodzi, gdy Bondar psuje obecny porządek wsi, wywlekając na światło dzienne sekrety, które nigdy nie miały prawa wyjść na powierzchnię, a które przyniosą ze sobą ogrom zniszczeń. Do czego jeszcze zdolny jest Andrzej Bondar? Jak głęboko tkwi zło, do którego dokopał się nadkomisarz?

         "Jeszcze żaden polski autor nie pisał jak Jo Nesbo". Takie słowa widnieją na tytułowej okładce powieści Hildbrandta. To dość mocne i odważne stwierdzenie, które w moich oczach wydaje się dość przesadzone. Owszem, podobieństw jest wiele. Andrzej Bondar- policjant z problemami (alkohol), lekceważony przez innych współpracowników, samotnik z doskonałą intuicją oraz ogromnym doświadczeniem. Zupełnie jak Harry Hole Nesbo. Jednak według mnie jest to jego słabsza wersja. Nasz główny bohater psuje wszystko, czego się dotknie, podąża za swoją intuicją, która stale go zawodzi, często nie jest w stanie odróżnić prawdy od własnych wyobrażeń. To, że nadal żyje, a sprawy, które prowadzi udaje się rozwiązać, to  zasługa jedynie przypadkowych działań, głupiego szczęścia. Jest nieostrożny, nierozważny, a swoją pozycję zawodową nie zawdzięcza ciężkiej pracy. To właśnie różni go od słynnego Hola. 

        Cała akcja była prowadzona umiarkowanie, czasami monotonnie, ale systematycznie. Nawet ostatnie rozdziały nie wzbudziły u mnie jakiś silniejszych emocji, nie podniosły adrenaliny, nie podsyciły mojej ciekawości. Przez znaczną cześć tej powieści okropnie się nudziłam, a samo czytanie bardzo męczyło. Wielokrotnie miałam ogromną ochotę przerwać i odłożyć ten kryminał, ale nadzieja na to, że coś się rozkręci, była nieco silniejsza. No cóż. Przeczytałam, ale gdybym wtedy zrezygnowała, niewiele bym straciła. 

     Podsumowując, "Góry umarłych" to powieść, którą zdecydowanie mogłabym pominąć. Męcząca i żmudna akcja, bezbarwny główny bohater, który sprawiał wrażenie życiowego nieudacznika, to tylko niektóre z wad tej powieści. Niestety, czasami tak jest, że trafia się na coś słabszego, by móc docenić te dobre pozycje. Do usłyszenia! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Dom sióstr"- Charlotte Link

       Duży, stary dom, stojący gdzieś na uboczu, z dala od wścibskich oczu, otoczony bezkresem pól i lasów, kusi, przyciąga i magnetyzuje...