środa, 1 kwietnia 2020

"Dżozef"- Jakub Małecki

      Poprzednia powieść Jakuba Małeckiego pt. "Nikt nie idzie" urzekła mnie swoją wyjątkowością i nieszablonowością. Czy podobne emocje towarzyszyły mi podczas lektury "Dżozefa", która również zapowiadała się niezwykle wciągająco?


       Grzegorz Bednar to z pozoru typowy dresiarz- łysy, solidnych gabarytów oraz bez perspektyw na przyszłość. Pewnego dnia zostaje napadnięty i okradziony na warszawskiej Pradze. W konsekwencji tego zdarzenia, niebawem trafia do szpitala ze złamanym nosem, gdzie czekać będzie go operacja. Tam poznaje swoich trzech współlokatorów: biznesmena, starego marudę oraz Czwartego, wielbiciela twórczości Josepha Conrada. I to on stanie się przyczyną "końca" całej czwórki. W trakcie swoich napadów gorączki i majaków, zmusza Grześka do spisania jego ostatniej powieści. Powieści o małym chłopcu, który stworzył i ożywił drewnianego kozła- własnego przyjaciela oraz największego wroga. Im więcej Czwarty opowiada, tym bardziej miejsce, gdzie przebywają jako pacjenci, ulega drastycznym i nagłym zmianom. Pomieszczenia się kurczą, a dookoła zaczyna panować mrok. 

     Sięgając po tę książkę, miałam dość wysokie wymagania, które od samego początku były stopniowo zaspokajane. Ciekawa fabuła i różnorodni bohaterowie działają na jej korzyść. Niestety, w pewnym momencie cała fikcja literacka stawała się coraz bardziej surrealistyczna, a niekiedy nawet i absurdalna. Ten fakt znacznie obniżał moje zaciekawienie, wprowadzając monotonię i znużenie, bo osobiście nie przepadam za taką formą abstrakcji. 

      Jak już wspomniałam, początek okazał się frapujący i wciągający, pełen tajemnic,która aż prosiły się, aby je odkrywać. Bohaterowie również sprawiali wrażenie bardzo interesujących i na swój sposób charyzmatycznych, zaś ze względu na swoje odizolowanie od rzeczywistości- totalnie nieprzewidywalnych. To tak, jakby byli aktorami we własnym świecie. Później całe to napięcie, wywoływane coraz mroczniejszą fabułą, przekształcało się w niedowierzanie i nudę. 

      Podsumowując, "Dżozef" Jakuba Małeckiego tym razem zupełnie nie trafił w moje gusta. To nietuzinkowa powieść o zbyt wybujałej fabule, która z każdym rozdziałem stawała się coraz bardziej surrealistyczna. Pomimo moich szczerych chęci, bardzo się nią rozczarowałam, ale nie oznacza to, że zamierzam zakończyć przygodę z twórczością Jakuba Małeckiego- co to, to nie. W planach mam jeszcze "Dygot" oraz "Rdzę", które mam nadzieję mnie urzekną. 

4 komentarze:

  1. Szkoda, że autor tak Cię rozczarował. Z tego co piszesz, to faktycznie pomieszanie z poplątaniem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że tej książki Małeckiego nie czytałam. Ale na pewno do niej zajrzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę wreszcie dać szansę twórczość tego autora. 😊

    OdpowiedzUsuń

"Dom sióstr"- Charlotte Link

       Duży, stary dom, stojący gdzieś na uboczu, z dala od wścibskich oczu, otoczony bezkresem pól i lasów, kusi, przyciąga i magnetyzuje...